Pokłosiem globalnego kryzysu i głębokiej bessy była ucieczka inwestorów indywidulanych z GPW. Przez lata Polacy nie ufali giełdzie. Teraz zaczyna się to zmieniać. I słusznie. Na giełdowym parkiecie można zarobić znacznie więcej niż gdzie indziej.
Wieloletnia ucieczka od giełdy
Na początek trochę statystyki, żeby nie być gołosłownym. Niech przemówią liczby. Od końca ostatniej hossy w 2007 r. inwestorzy indywidualni uciekali z warszawskiego parkietu. Ich udział w obrotach GPW systematycznie spadał, co pokazują poniższe wykresy.
Jeszcze w pierwszej połowie 2007 r. drobni gracze byli odpowiedzialni za ponad 1/3 transakcji na rynku głównym, a generowany przez nich obrót przekroczył 80 mld zł. Osiem lat później, w roku 2015, udział inwestorów indywidulanych obniżył się do zaledwie 12%, a półroczne obroty do około 20 mld zł. W sumie nie ma się czemu dziwić. Globalny kryzys finansowy mocno uderzył ich po kieszeniach. Głębokie i długotrwałe spadki cen akcji podważyły zaufanie do giełdy i odstraszyły od inwestowania. Ludzie woleli swoje oszczędności schować bezpiecznie w banku. Tym bardziej, że oprocentowanie lokat było przez długi czas bardzo atrakcyjne W 2009 r. bez trudu można było znaleźć lokatę bankową, która oferowała nawet 6-7% rocznie.
Zmiana trendów
Ostatnio ta sytuacja zaczyna się jednak zmieniać. Oprocentowanie lokat drastycznie spadło, przeciętnie sięga ono ok. 1,5% rocznie (pomijając oferty promocyjne dla nowych klientów itp.). Tak małych zysków nawet nie poczujemy w kieszeni. Co więcej, trzeba jeszcze zapłacić od nich tzw. podatek Belki. W efekcie realne oprocentowanie jest niższe od inflacji, która w lipcu wynosiła 1,7% r/r. Wychodzi więc na to, że na oszczędzaniu tracimy, zamiast zarabiać. Tymczasem sytuacja na giełdzie również się zmieniła, ale w przeciwnym kierunku. Gospodarka się rozpędza (wzrost PKB w II kw. 2017 r. wyniósł 3,9% r/r), spółki zarabiają coraz więcej, coraz chętniej dzielą się też swoimi zyskami z akcjonariuszami.
Dlaczego warto
Średnia stopa dywidendy spółek zgrupowanych w indeksie WIG wynosi 2,2%. To znacząco więcej, niż zarobimy na lokacie. A przecież można znaleźć perełki, które oferują znacznie więcej. Zarabiamy też na wzroście cen akcji. Na przełomie roku na giełdzie obserwować mogliśmy silne zwyżki, główne indeksy urosły o ok. 30% Mówiąc krótko, na GPW mamy w tej chwili rynek byka, czyli hossę.
Inwestorzy indywidualni są zbyt słabi, by samodzielnie wpłynąć na GPW. Karty rozdaje kapitał zagraniczny. Wielkie międzynarodowe instytucje są odpowiedzialne za zdecydowaną większość obrotów na warszawskim parkiecie. To one kreują trendy na GPW, a rodzimi inwestorzy mogą się jedynie do nich w odpowiednim momencie podłączać. I jak pokazują liczby, Polacy tę szansę wykorzystują. W I połowie obecnego roku udział inwestorów indywidualnych wzrósł do 18%, a ich obroty do 45 mld zł. Na razie prawdopodobnie jest to wynik powrotu tych, którzy mieli już wcześniej styczność z giełdą. A jest jeszcze wieli takich, którzy do GPW musza się jeszcze przekonać. Rezerwy są spore.