Dlaczego boimy się giełdy?

Statystyki są nieubłagane. Polacy w ostatnich latach odchodzą od samodzielnego inwestowania. Udział inwestorów indywidualnych w obrotach spada z roku na rok. Z czego wynika ten słabnący zapał Polaków?

„Nowożytna” historia GPW rozpoczyna się 16 kwietnia 1991 r., kiedy to w budynku byłego KC PZPR na ul. Nowy Świat po ponad 50 latach ciszy zabrzmiał giełdowy gong. Polacy po raz pierwszy po wojnie zyskali wtedy możliwość inwestowania swoich oszczędności na rynku kapitałowym. Notowanych było wtedy zaledwie 5 spółek, teraz liczba ta jest blisko 100-krotnie większa. Początkowo giełda odbierana była jako finansowe perpetuum mobile – niezawodna maszynka do zarabiania pieniędzy. Wyobraźnie rozbudzał choćby spektakularny debiut Banku Śląskiego, na którym można było zarobić blisko 13-krotnie (!). Powstawały pierwsze giełdowe fortuny, nic dziwnego, że inwestorzy dosłownie bili się o akcje spółek wchodzących na warszawski parkiet (zdjęcie poniżej).

110915 - walka na gaz

walka na gaz łzawiący i pałki pomiędzy kolejkami podczas sprzedaży akcji Dom-Plastu w 1994 r.

źródło: wyborcza.biz

 

Sytuacja drastycznie zmieniła się w 1994r. Bańka spekulacyjna związana z narodzinami giełdy pękła i akcje po raz pierwszy przez długi okres (13 miesięcy) spadały. To była bolesna nauczka, że na giełdowym parkiecie można również stracić. Potem przyszły kolejne: 1998 r. i kryzys rosyjski,  2000r. i pękniecie bańki internetowej doprawione rok później zamachem na World Trade Center, no i na koniec 2007 r. i ogólnoświatowy kryzys finansowy zapoczątkowany zapaścią na rynku hipotek wysokiego ryzyka w USA.

Niewątpliwie te gorzkie doświadczenia spowodowały, że Polacy zaczęli postrzegać giełdę inaczej: jako środowisko ryzykowne, rządzące się nie do końca zrozumiałymi i trudnymi do przewidzenia zasadami. W każdym razie inwestorzy indywidulani w ostatnich latach odwracają się od samodzielnego inwestowania na warszawskim parkiecie. Pokazują to oficjalne statystyki publikowane przez GPW:

110915 - indywidualni

żródło: dane GPW

 

Nie oznacza to bynajmniej, że giełda odeszła w totalną niełaskę.  W dobie najniższych historycznie stóp procentowych (czyt. niskiego oprocentowania lokat i obligacji) akcje oferują zdecydowanie większe potencjalnie zyski. Inwestorzy wolą jednak  powierzyć swoje pieniądze innym, na czym zyskują głównie fundusze inwestycyjne. Miesiące z ujemnym saldem napływu środków zdarzają im się tylko sporadycznie:

110915 -fundusze - napływ

 

Stabilnie rosną też aktywa funduszy. I to znacznie szybciej niż giełdowe indeksy, musza być więc zasilane przez świeży kapitał:

110915 - fundusze - aktywa

A jak spisują się fundusze? Większość z nich nie zdołała jeszcze odrobić strat z ostatniej bessy. Jak wyliczyła gazeta „Parkiet”, od szczytu w 2007 r. do sierpnia roku obecnego fundusze akcji polskich notują wciąż 30% straty (artykuł z 9 września: „Mimo sześciu lat hossy TFI wciąż pod kreską”). Pamiętajmy, że nawet oddając pieniądze specjalistom gwarancji zysków nie mamy, a niezależnie od uzyskiwanych wyników zarządzający każą sobie słono płacić za swoją wiedzę. Tak więc nawet jeśli rynek wróci na poziomy sprzed kryzysu, to fundusz notujący przeciętne wyniki nadal będzie pod kreską.

Przyjrzyjmy się ostatniemu miesiącowi. Sierpień nie był dla GPW zbyt udany. Globalna korekta podsycana przez lokalne zawirowania polityczne (gorący okres przedwyborczy sprzyja deklaracjom, które zazwyczaj negatywnie odbijają się na warszawskim parkiecie: http://www.edukacjagieldowa.pl/2015/08/uwaga-na-politykow/) odcisnęła negatywne piętno na wycenach spółek. Nie dziwi więc, że indeksy zanotowały straty:

110915 - indeksy

żródło: wyliczenia własne

Według wyliczeń Expandera na wartości straciło też 85% funduszy. Poniżej przedstawiamy zestawienie najlepszej i najgorszej dziesiątki:

110915 - najlepsze TFI

110915 - najgorsze TFI

 

Pokaźne zyski zaliczył tylko Eurogeddon, ale jak sama nazwa podpowiada, jest to fundusz oparty o czarną wizję gospodarczego załamania Europy. Ta zaś z kłopotami, ale jednak odbija się od dna. Od 2009 r. na światowych rynkach akcji mamy bądź co bądź hossę, był to więc chlubny wyjątek w historii funduszu (w trzech ostatnich latach strata funduszu przekracza 55%). Wyniki pozostałych nie wyglądają już tak imponująco, za to straty najsłabszych mocniej odbiegają od rynku (WIG).

Wygląda więc na to, że kupując akcje sami wcale nie ryzykujemy więcej. Nie uciekniemy też od konieczności dokonania wyboru, w końcu i tak musimy podjąć decyzję w jakim funduszu ulokujemy swoje oszczędności. W obecnych czasach wiedza na temat rynków finansowych jest szeroko dostępna: giełdę się pokazuje, opisuje i mówi o niej we wszystkich mediach; dostępna jest niezliczona ilość książek opisujących teorię inwestowania; kursy edukacyjne prowadzi sama GPW jak i poszczególne domy maklerskie. Jeśli nawet ktoś kompletnie nie jest tematem zainteresowany, skorzystać może z rekomendacji fundamentalnych czy analiz technicznych, których w ofercie domów maklerskich również nie brakuje. Skąd więc ta niechęć do samodzielnych inwestycji? Czy wynika ona jedynie z obaw przed wzięciem na siebie odpowiedzialności, przed popełnieniem błędu, dokonaniem niewłaściwego wyboru?  A może powód jest jeszcze inny? Jak to wygląda w Państwa przypadku?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

4 komentarzy

  1. rekomendacje fundamentalne niestety, ale mało pomagają. Wyceny podążają za rynkiem i zwykle są spóźnione, a trafność? Około 50%, czyli jak przy rzucie monetą…

  2. Ano, zgodnie z teoria Elliotta najwiecej bedzie ich w piatej fali, na szczycie 🙂

  3. hossa jest i owszem, ale na Zachodzie Europy i w USA. A nasza GPW wypada marnie. Od kilku lat mamy co najwyżej trend boczny, za który też możemy “podziękować politykom”. To są konsekwencje rozebrania OFE – na Węgrzech było podobnie. Inwestorzy wrócą, kiedy będzie silny trend wzrostowy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.