Kampania przedwyborcza nabiera tempa. Jednym z jej ofiar jest GPW, która co jakiś czas wstrząsana jest planami, projektami, czy też deklaracjami z obu stron sceny politycznej. To podnosi ryzyko inwestycyjne i odstrasza od warszawskiego parkietu kapitał zagraniczny
Ostatnie kilka miesięcy pokazało dobitnie, jak mocno nasza GPW uzależniona jest od polityki. W zasadzie od pierwszej tury wyborów prezydenckich (10 maja) politycy co jakiś czas wstrząsają notowaniami poszczególnych spółek, branż, czy nawet całym krajowym rynkiem akcji. Zarzut ten dotyczy obu stron sceny politycznej. Zarówno rząd jak i opozycja prześcigają się w różnorakich obietnicach i deklaracjach, niekoniecznie przemyślanych, która podnoszą ciśnienie giełdowym inwestorom i pozostawiają niezatarte ślady na wykresach. Jak nie minister skarbu, zapowiadający obciążenie spółek energetycznych ratowaniem śląskich kopalń (przecena całej branży) to posłowie opozycji planujący wprowadzenie nowych podatków (tąpnięcie notowań banków) lub czasowe zawieszenie obowiązujących (nagły skok KGHM). Przykładów nie trzeba daleko szukać:
To wykres WIG-u 20. Widać na nim, że tegoroczny szczyt osiągnięty został tuż przed pierwsza turą wyborów prezydenckich, a zwrot w dół nastąpił równocześnie z ogłoszeniem ostatecznych wyników. Przypadek? Zbieg okoliczności? Możliwe, z powodu Grecji w tym momencie nastroje w całej Europie były podłe. Plany wprowadzenia podatku bankowego i przewalutowania kredytów frankowych mogły jednak przeważyć szalę. Przyjrzyjmy się indeksowi branży bankowej:
Widać, że reakcja była tutaj bardzo drastyczna – powyborcze notowania rozpoczęły się od szerokiej luki bessy. Banki stały się zresztą „ulubionym” celem polityków. Przedwczoraj sejm przyjął ustawę obligującą je do pokrycia 90% kosztów przewalutowania kredytów bankowych (wcześniejszy projekt zakładał 50%). Reakcją znowu była wyprzedaż, podcinająca skrzydła rodzącemu się odreagowaniu (jego źródłem też zresztą były słowa polityka, że podatek bankowy wprowadzony zostanie dopiero w 2017r.).
Do uzupełnienia obrazu brakuje jeszcze pojedynczej spółki. Dobrym przykładem jest KGHM. Na informacje, że posłowie PiS chcą złożyć projekt zawieszenia podatku od miedzi i srebra, akcje spółki zareagowały gwałtownym wzrostem (8% na zamknięciu):
Musimy być przygotowani na to, że w najbliższych niespełna trzech miesiącach dochodzić może do kolejnych wstrząsów. Gorący okres przedwyborczy sprzyja bowiem politycznym deklaracjom, a jak widać mogą one realnie wpływać na giełdową koniunkturę. To źle służy naszej giełdzie. Z perspektywy indywidualnego inwestora gra giełdowa staje się mniej nieprzewidywalna i obarczona dodatkowym, wysokim ryzykiem. I nie wystarczy unikać spółek z udziałem skarbu państwa, które to obciążenie maja niejako z definicji „wpisane” w kursy akcji. Jest też szerszy wymiar. Niepewność i częste zmienianie reguł gry odstrasza od naszego parkietu kapitał zagraniczny. Duże ryzyko polityczne powoduje, że duzi inwestorzy są skłonni płacić za polskie spółki dużo mniej, niż wynikałoby to z ich realnej wartości. Na tym tracimy wszyscy.