Mamy właśnie najniższe stopy procentowe w historii wolnej Polski. Inwestorom powszechnie znana jest prawda mówiąca, że niskie stopy procentowe sprzyjają giełdowej koniunkturze. Czy zadziała i tym razem?
Zacznijmy od tego, czym właściwie jest owa stopa procentowa. Mówiąc najprościej: jest to cena czy też zaplata, jaką posiadacz kapitału żąda za użyczenie na jakiś czas swoich pieniędzy. Np. rezygnując teraz z zakupu nowego telewizora i odkładając pieniądze na lokatę oczekujemy, że w nagrodę za jakiś czas stać nas będzie na telewizor lepszy, albo zostanie coś na inne wydatki. W gospodarce równolegle występuje wiele stóp procentowych, ale my skupimy się na stopach banku centralnego, ustalanych przez Radę Polityki Pieniężnej. To one bowiem wpływają na koniunkturę na GPW.
Dlaczego?
Najszybciej odczuwalnym i najbardziej widocznym efektem zmiany stóp procentowych są idące w ślad za nią ruchy w oprocentowaniu lokat i kredytów bankowych. I tak, przy rekordowo niskich stopach zyski z lokat skurczyły się do rozmiarów symbolicznych. Odkładając dziś na lokacie 10 000 tys. zł po trzech miesiącach otrzymamy zwrot kapitału i nieco ponad 50zł premii (przy oprocentowaniu 2,5% w skali roku i uwzględnieniu podatku „Belki”). Ta kwota nie wywołuje eksplozji radości nawet u mało wymagającego ciułacza, a raczej motywuje go do szukania miejsca, gdzie uzbierane z trudem oszczędności będą znacznie bardziej „płodne”. Niejednokrotnie pierwszą myślą jest właśnie giełda i to niekoniecznie poprzez bezpośredni zakup akcji. Nasze pieniądze mogą trafić tu za pomocą funduszy inwestycyjnych czy też różnego rodzaju produktów strukturyzowanych. Efektem jest napływ kapitału na warszawski parkiet co, przynajmniej w założeniu, wzmacnia popyt i przyczynia się to wzrostu cen.
Ale to nie jedyny sposób pozytywnego oddziaływania stóp na giełdową koniunkturę. Niski koszt pieniądza zachęca do zaciągania kredytów konsumpcyjnych i dokonywania za te pieniądze większych zakupów. Krajowy popyt rozrasta się na czym korzystają krajowe firmy, również te giełdowe. Te z kolei mogą zwiększać produkcję i wydatki inwestycyjne, finansując się tańszym pieniądzem oferowanym przez banki. Spółki zarabiają więcej, więcej wypłacają akcjonariuszom i w efekcie ceny ich akcji rosną. To napędza na giełdę jeszcze większy kapitał, pożądliwie szukający okazji do namnażania i kółeczko się zamyka. Owocem jest ożywienie całej gospodarki, co jest zresztą jednym z głównych celów obniżania stóp przez RPP (drugim jest określony pułap inflacji). Ponieważ gospodarka największej pomocy potrzebuje kiedy jest najsłabsza, to wtedy zazwyczaj stopy są najniższe. Potem w miarę poprawy są one stopniowo podnoszone, by nie doprowadzić do przegrzania. Teraz sytuacja jest nieco inna, bowiem głównym motywem ostatnich cięć była uporczywa deflacja, która pojawiła się u nas raz pierwszy. Z założenia gospodarka ma jednak w najbliższych kwartałach przyspieszyć.
Spójrzmy na poniższy wykres, który pokazuje zachowanie WIG-u 20 na tle stopy referencyjnej NBP:
źródło: opracowanie własne na podstawie danych NBP
Zielonymi liniami zaznaczone zostały ostatnie z serii obniżek kończących dany cykl luzowania. Jak widać, często pokrywały się one z giełdowymi dołkami, a w późniejszych latach (raz był to tylko rok) giełda zawsze rosła, nigdy nie spadała. Według RPP marcowa obniżka miała być ostatnią i teraz czeka nas dłuższy okres niskich stóp. Ich podniesienie planowane jest dopiero pod koniec przyszłego roku.
Wnioski? Dołek w cyklu polityki pieniężnej powinien wspierać dobrą koniunkturę na warszawskiej giełdzie. Oczywiście pewnych wydarzeń (katastrofy naturalne, wojny czy kryzysy polityczne i ekonomiczne) nie da się przewidzieć, a mogą one zasadniczo zaburzyć obserwowaną zależność. Przykładem są chociażby obecne problemy Grecji. Nikt tak naprawdę nie wie, jakie będą skutki ewentualnego bankructwa tego kraju i jego wyjścia ze strefy euro. Dla giełd na pewno niezbyt przyjemne.