Mikołaj zawiódł, pozostało liczyć na efekt stycznia

Tym razem Św. Mikołaj zapomniał o warszawskim parkiecie i zamiast wypatrywanego rajdu, mieliśmy w grudniu zjazd po równi pochyłej. W tej sytuacji inwestorom pozostała nadzieja związana z drugim z sezonowych zjawisk giełdowych z przełomu roku, czyli „efektem stycznia”. Czy słusznie? Sprawdźmy, co mówią liczby.

Jak powiedział Mark Twain, są trzy rodzaje kłamstw: „kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki”. Ten wpis oprzeć ma się na tej trzeciej kategorii, więc z góry zaznaczam, żeby do treści i wniosków podchodzić z odpowiednim dystansem i rezerwą. A dywagować będziemy nad sezonowością giełdowej koniunktury znanej inwestorom pod nazwami „rajdu Świętego Mikołaja” i „efektu stycznia”. Mówiąc w skrócie, chodzi oto, że pod koniec jednego roku i na początku następnego ceny akcji na giełdach mają tendencje do pięcia się w górę. Źródłem ma być celowe podbijanie wycen przez zarządzających dużymi instytucjami i funduszami finansowymi, aby poprawić wyniki roczne (rajd Świętego Mikołaja), czy też przemodelować portfele i dokonania zakupów nowych zakupów na kolejny rok (efekt stycznia). Sprawdźmy zatem, czy te założenia znajdują potwierdzenie w liczbach. Poniżej przedstawiam zestawienie poszczególnych miesięcy w roku pokazujące, jaka część z nich przyniosła wzrosty, a także przypadająca na każdy miesiąc średnią stopę zwrotu.

mikolaj zawiodl... 16.01.15

Grudzień rzeczywiście jest liderem. Zarówno jeśli chodzi o częstotliwość wzrostów (66,7%) jak i średnią stopę zwrotu (4,16%). Pod tym drugim względem styczeń wypada tylko niewiele gorzej (3,96%), choć „zaledwie” 56,5% pierwszych miesięcy w roku zakończyła się na plusie.  Uszeregowanie poszczególnych miesięcy według średniej stopy zwrotu obrazuje poniższy wykres:

mikolaj zawiodl... 16.01.15 (2)

 

Statystycznie rzecz ujmując, przełom roku jest rzeczywiście szczególnie atrakcyjnym czasem dla giełdowych inwestorów. Wzrosty nie są jedna twardą regułą. Nawet najlepiej wypadający w zestawieniach grudzień pozostawia sporo pola dla niedźwiedzi, wszak w ponad 1/3 przypadków zakończył się spadkami. Najbardziej dobitnie udowadnia nam to świeży jeszcze przykład z zeszłego roku, kiedy WIG20 oddał 4,18%.

Pozostała jeszcze jednak ciekawa kwestia do przebadania.  Rozpoznając temat, natrafiłem na stwierdzenie, że: „skoro grudzień zawiódł, zwiększają się szanse na pozytywną koniunkturę w styczniu. Jeśli bowiem zarządzający z różnych powodów (np. niepewność związana z przeceną na rynku surowców, spowolnieniem gospodarczym w eurolandzie, polityką Fed czy EBC itd. itp.) powstrzymywali się od zakupów pod koniec roku, to na początku nowego nie będą mieć już wyboru”. Sprawdźmy zatem, jak owa teza ma się do rzeczywistości. Od początku historii GPW grudzień ośmiokrotnie zamykał się na minusie. Ostatniego roku nie bierzemy pod uwagę, ponieważ styczniowy wynik pozostaje nadal kwestią otwartą. W pozostałej grupie wyniki rozkładają się 4 do 3 na niekorzyść, tzn.: po ujemnym grudniu w 57,1% przypadków styczeń również przynosił spadki, a wzrosty tylko w 42,9% przypadków. Dane jednoznacznie obalają zatem przedstawione powyżej stwierdzenie, a nawet pozwalają wysnuć przeciwne. Ale przecież to jedynie statystyka…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.