W zeszłym tygodniu EBC przeprowadził drugą aukcję pożyczek dla banków w ramach programu LTRO. Jedni liczyli na ożywienie giełd po zastrzyku płynności, inni straszyli realizacje zysków. Na razie jednoznacznych efektów na parkietach nie widać.
Suma lutowej operacji sięgnęła 529mld euro i razem z grudniową aukcją przekroczyła już 1 bilion euro. Tyle właśnie EBC wpompował w europejski system bankowy w ciągu dwóch miesięcy. LTRO (Long-Term Refinancing Operation) to operacje polegające na udzieleniu europejskim bankom komercyjnym niskooprocentowanych pożyczek. Przeprowadzane są one już od pewnego czasu, ale pierwsza odsłona działań na tak dużą skalę miała miejsce 21 grudnia, kiedy to giełdy trzymane były w szachu przez rynek długu i stale rosnące rentowności obligacji niemalże wszystkich krajów eurolandu. Wtedy EBC pożyczył blisko 500mld euro, przy oprocentowaniu zaledwie 1%. Deklarowanym celem była ochrona europejskiego systemu finansowego przed nagłym załamaniem oraz wspieranie ożywienia gospodarczego poprzez zwiększenie akcji kredytowej, a niejako przy okazji operacja doprowadzić miała do stabilizacji na rynku długu. Znaczna część przyznanych bankom pożyczek przeznaczana jest bowiem na obligacje krajów europejskich. I to się powiodło, od tego momentu szalejące wykresy rentowności zagrożonych krajów zaczęły opadać. Trochę niezauważenie przeszedł fakt, iż doprowadziło do jeszcze większego powiązania pomiędzy bankami, a tymiż krajami, ale to już zupełnie inny temat.
Uspokojenie rynku długu sprzyjało też poprawie nastrojów na mocno przestraszonych giełdach akcji. Podejrzewać można, że i tutaj trafiła pewna suma z pożyczonych pieniędzy, która przeznaczona została na inwestycje w aktywa bardziej ryzykowne. W każdym razie mniej więcej w tym samym czasie giełdy ruszyły do góry, fundując inwestorom niezłe wzrosty na powitanie nowego roku. Wystarczy spojrzeć na poniższe wykresy:
WIG20 zamknął się w ostatni piątek blisko 9% powyżej poziomu z 20 grudnia, londyński FTSE wzrósł w tym czasie mniej więcej tyle samo, a niemiecki DAX zyskał aż 18%.
Prawdopodobnie na powtórkę liczyła teraz spora rzesza inwestorów. Prosta kalkulacja sugerowała, że czym większa kwota zostanie bankom przyznana, tym lepiej dla krótkoterminowej przyszłości rynków, tym większym kapitałem zostaną one bowiem zasilone. Banki dostały nieco więcej niż oczekiwano, tymczasem na zeszłotygodniową aukcję rynki zareagowały neutralnie. Z jednej strony nie widać euforii zakupów, z drugiej nie doszło do realizacji zysków, przed którą ostrzegała większość ekspertów i komentatorów, jako że termin aukcji znany był od dawna i powinna być ona być już uwzględniona w cenach. Indeksy w ostatnich dniach wprawdzie lekko się cofnęły, ale zarówno Wall Street, jak i Europa Zachodnia wciąż są wysoko. My jesteśmy słabsi, ale tak jest już od dłuższego czasu.
Europejskie LTRO i jego skutki często przyrównywane są do amerykańskiego programu stymulowania gospodarki Quantitaive Easing (luzowanie ilościowe). Trochę na wyrost, bo i programy i rynki zasadniczo się różnią, oba jednak prowadzą do wzrostu płynności poprzez napływ nowego pieniądza. A doświadczenia inwestorów z QE są bardzo pozytywne. Przypomnijmy sobie wykres obrazujący wpływ tej operacji na amerykańska giełdę, pokazywany już w jednym z wcześniejszych wpisów na blogu:
źródło: 86% Correlation Between Fed Balance Sheet and Stock Price Movements
Opierając się na doświadczeniach historycznych są więc podstawy do optymizmu. Uwagę zwraca moment wprowadzenia drugiej odsłony QE. Początkowo doprowadziło to do lekkiej korekty, po której ceny ruszyły jednak w górę. Być może rynki potrzebują więcej czasu na przetrawienie wiadomości. O tym czy teraz będziemy mieć do czynienia z analogiczna sytuacją, przekonamy się w trakcie najbliższych tygodni. Gdyby giełdy jednak trwale zawróciły, byłoby to pierwsze takie doświadczenie, bowiem jak dotąd reakcje w dłuższym okresie czasu na zastrzyki pieniędzy były pozytywne.