Kryzys czy brzydkie kaczątko?

          Jeśli coś wpływa po stawie i wygląda jak kaczka, a jeszcze w dodatku kwacze, to zapewne jest to kaczka. Nic innego. 

           To cytat zasłyszany we wtorek bodajże w wiadomościach ekonomicznych radiowej Trójki. Słowa te wypowiedział amerykański analityk i nie dotyczyły one bynajmniej problemów ornitologicznych. Odnosiły się do sfery gospodarczej, a mianowicie dylematu, czy mamy już obecnie do czynienia z kolejnym uderzeniem kryzysu finansowego, czy też nie.

          Cóż chciał ów analityk w tak zgrabny sposób powiedzieć. Otóż w gospodarce od dłuższego czasu  nic się nie poprawia, a wręcz przeciwnie. W strefie euro sytuacja jest coraz gorsza i nie widać realnej szansy na rozwiązanie pogłębiających się problemów. Sprzyjać bynajmniej nie będą temu ścinane regularnie prognozy wzrostu za rok obecny i na lata przyszłe. Z amerykańskiej gospodarki napływają seriami słabe dane obrazujące postępujące spowolnienie, a niektóre działy gospodarki cały czas lezą plackiem (rynek pracy i nieruchomości). Wszelakie działania rządów i banków centralnych odsuwają jedynie czas egzekucji. Rzeczywistość kwacze i to coraz głośniej. Coraz trudniej będzie tego nie zauważać. Jeśli coś wygląda w określony sposób, to najprawdopodobniej tym właśnie jest.

          Giełda na to kwakanie nie pozostaje głucha. Zauważmy, że nasze indeksy szczyt swoich możliwości osiągnęły w kwietniu, a potem było już coraz gorzej. Kulminacja przyszła na początku sierpnia, kiedy to pojawiła się panika, która uświadomiła wszystkim powagę sytuacji. Teraz o rosnącym ryzyku nawrotu recesji mówi się już głośno, ale cały czas uznaje się go za dużo mniej prawdopodobny wariant wydarzeń i nieuzasadnione czarnowidztwo. Choć mądre głowy z czasem podnoszą coraz bardziej szanse recesji.

          Nie inaczej było niemal równo cztery lata temu. Bessa na giełdach rozpoczęła się de facto w październiku 2007r. Wtedy jednak wszyscy mówili jedynie o głębszej korekcie, a niewielu było takich, którzy dostrzegali prawdziwy stan rzeczy. Profesor Nouriel Roubini trafnie przepowiedział kryzys, ale nie był brany poważnie i zyskał nawet medialny przydomek „doktor Zagłada”. Do dzisiaj za formalny początek kryzysu wielu ludzi uznaje upadek Lehman Brothers 15 września 2008r. Tymczasem data ta leży bliżej jego końca, niźli początku.

        Nie podejmuję się prognozować jak rozwinie się obecna sytuacja i jak ostatecznie zakończy. Tego tak naprawdę nie wie nikt i co w takich sytuacjach naturalne, spotkać można się ze skrajnie odmiennymi opiniami. Jedni twierdzą, że drugie fala kryzysu już się rozpoczęła (to ci, co widzą kaczkę). Drudzy, że to tylko przejściowe spowolnienie, z którego w końcu wypłyniemy na powierzchnię jak piękny łabędź. Oby tym razem rzeczywistość ułożyła się według scenariusza bajki z brzydkim kaczątkiem w roli głównej.

2 komentarzy

  1. Zaraz zaraz, w Polsce ostatnio zadnej kaczki nie bylo, hehe :), PKB na plusie, wskazniki takie jak bezrobocie, wynagrodzenia, produkcja i inne wszystkie na plus wskazuja, ze od dziesieciu lat zyjemy w czasach prosperity w Polsce. Ciekawe co powiedza ci co teraz caly czas mowia mamy kryzys, jestesmy w kryzysie, kryzys, kryzys, gdy nieruchomosci zaczna masowo tracic na wartosci bo kupujacych bedzie jak na lekarstwo, bezrobocie zacznie rosnac do ponad 20%, PKB bedzie na minusie…. o wlasnie w telewizji teraz mowia, ze w Polsce mimo kryzysu Polacy wydaja coraz wiecej na prezenty!!!

  2. politycy beda udawac, ze wszystko jest w porzadku, chocby zagrozenie kryzysem osiagnelo juz rozmiary slonia, a nie kaczatka. taka ich rola, a nasza jest wlasne zdroworozsadkowe myslenie i nie pozwolenie na zamydlanie oczu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.